Typ tekstu: Książka
Autor: Bratny Roman
Tytuł: Kolumbowie - rocznik 20
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1957
przez swą wiarygodność, która zdawała się rozciągać aż na aferę dziwnej ucieczki.
- Żebyście go wtedy widzieli - mówił major, jeszcze teraz, na ulicy, zamykając oczy, jakby chciał chronić wzrok od przerażającego widoku.
Zygmunt leżał w prywatnym mieszkaniu któregoś z lekarzy, bodaj dyrektora szpitala, mieszczącym się na piętrze skrzydła dużego budynku. Wczorajsza nieprzytomna radość i dzisiejszy niepokój Jerzego ustąpiły
miejsca lękowi. Z dużym zmieszaniem przestąpił próg pokoju.
Kolumb rzucił się do rąk leżącego i stanął nagle z dłońmi uniesionymi ku górze, jak człowiek, który poparzył sobie palce. Obrzękłe, ogromne sińce potwornej dłoni Zygmunta. Martwe, nieruchome oko pod bandażami. Jerzemu zdawało się, że patrzy
przez swą wiarygodność, która zdawała się rozciągać aż na aferę dziwnej ucieczki.<br>&lt;page nr=163&gt; - Żebyście go wtedy widzieli - mówił major, jeszcze teraz, na ulicy, zamykając oczy, jakby chciał chronić wzrok od przerażającego widoku.<br>Zygmunt leżał w prywatnym mieszkaniu któregoś z lekarzy, bodaj dyrektora szpitala, mieszczącym się na piętrze skrzydła dużego budynku. Wczorajsza nieprzytomna radość i dzisiejszy niepokój Jerzego ustąpiły<br>miejsca lękowi. Z dużym zmieszaniem przestąpił próg pokoju.<br>Kolumb rzucił się do rąk leżącego i stanął nagle z dłońmi uniesionymi ku górze, jak człowiek, który poparzył sobie palce. Obrzękłe, ogromne sińce potwornej dłoni Zygmunta. Martwe, nieruchome oko pod bandażami. Jerzemu zdawało się, że patrzy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego