szefa.<br>Jak opisano to później w protokóle oględzin miejsca przestępstwa, Walerian G. leżał na łóżku, ubrany w jedwabny szlafrok, pod którym miał tylko slipki. Oddano do niego jeden celny strzał z małokalibrowej broni, ale kula nie przebiła ciała na wylot. Kiedy przyjechała karetka pogotowia, pan G. jeszcze żył, chociaż był nieprzytomny, a właściwie - jak wynikało z zeznań doktora Tadeusza Ł. - był w stanie śmierci klinicznej. Lekarzowi udało się utrzymać mu oddech i pracę serca, ale Walerian G,. zmarł tydzień później w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności. Dopiero wówczas śledztwo ruszyło pełną parą.<br>Przesłuchanie wszystkich sąsiadów należało do policyjnej rutyny, toteż przez pierwsze