srodze się z nim<br>obeszło. Nie wiem, czy mnie słuchał, czy nie, ale kiedy przychodziłem<br>do domu, siedział jak zwykle na stołku przy kuchni, jakby na mnie<br>czekał. Czytałem mu głosem donośnym, aby nie musiał się do stołu<br>przysiadać, lecz i tam gdzie siedział, dobrze mnie słyszał. Każdego<br>prawie wieczoru, nieraz długo w noc, dopóki sam nie odszedł, nie<br>porzucił mnie w środku czytania, o co zresztą nie miałem nigdy do niego<br>żalu, bo nie tak już o to czytanie chodziło, jak o dochowanie mu<br>wierności, aby nie odczuł, że został sam w swoim nieszczęściu, a<br>przecież tylko moja wierność była