się na tym, że twarz zakrywam rękami albo skubię rekruci łeb, albo leżąc opuszkami palców dotykam świeżej blizny. I dostaję melancholijnego kręćka. <br>Kiedy jest Andrzej, staram się zachowywać normalnie, ostatecznie to obcy człowiek, ale nie bardzo mi to wychodzi. Przestaję panować nad sobą. Nie obchodzi mnie już nic prócz mojego nieszczęścia. Zasklepiam się w egoizmie. Mój Boże! - w histerii. I nawet o to, że staję się taka nędzna, tak mało warta, mam do niego pretensję. Jak i o wszystko inne. Po co się wtrącił? Dlaczego przywrócił mnie do życia? Czemu uwiódł chytrze nadzieją? A wtedy, zanim przyszedł, byłam coraz spokojniejsza, coraz