pan Osiełek.<br> Kalesony włożył świeże, śnieżne, ufarbkowane z finezją, fałdujące jak<br>toga patrycjusza, związane z tyłu różową tasiemką.<br> Po chwili jednak, uśmiechając się do siebie, zdjął jedną nogawkę i<br>zaczął się głaskać i szczypać w udo przeciągle i bezbożnie; po czym,<br>patrząc na doskonałe uwłosienie goleni, oddał się marzeniom; ale<br>niezadługo powrócił do rzeczywistości: dyskretnie uniósł koszulę i<br>począł medytować nad wdziękiem swojej brodawki. Dziwna to była<br>brodawka, a wielka i piękna jak jajo gołębie. Rosły na niej filuterne<br>rude włoski, ukarbowane dobrą dłonią przyrody, wijące się niczym krzewy<br>dziewicze i nader fantastyczne. Pan Osiełek dotknął palcem brodawki,<br>potem ją ucałował