sobą. Noce w namiocie, choć spali w ubraniach, okryci kocami, były tak przejmująco zimne, że Samowałow zaczął marzyć o obszernym, kudłatym kożuchu, który by otulił ich pospołu. Czasem nawiedzała go myśl o ogrzanych, ciepłych barakach w Nowym Depo, dokąd mógłby wyjechać, gdyby zechciał, ale siła dziwnego uczucia, o które dawniej nigdy by się nie podejrzewał, uczucia do Ninoczki, jak nazywał Jaśkę, nie pozwalała mu pogodzić się z tym, że mógłby porzucić osadę i nie widywać Ninoczki przez całą zimę. Nie, to być nie może, powtarzał sobie. <br>Był zresztą człowiekiem zawziętym i upartym. Wciąż żywił nadzieję, że Ninoczka zapomni o swym mężu, który