o 5 (nie wiem, spałam), a stamtąd udali do się do Maczka, aby pisać poprawy. Ja z Adamem i Maćkiem zebraliśmy się jakoś o 7 (po moich długich namowach), pożegnaliśmy na wpół nieżywych Żura, Bogusia i Borga, śpiących w namiocie i poszliśmy, wpierw zaopatrzywszy się w 0,5l nałęczowianki <emot>:)</> Jechaliśmy nówką sztuką, najpierw na końcu, ale potem się przesiedliśmy, bo za bardzo rzucało. Ja przespałam połowę drogi i jakoś szczęśliwie dotarłam do domu. Nie no fajnie było! Trzeba będzie to powtórzyć, bo bardzo lubię imprezy, po których nie mam kaca <emot>:)</><br>PS w sobotę to troszkę pospałam, a potem pojechałam do Kociaka