Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
superochmistrza. Zegarek - skarb najcenniejszy niosący w elektronicznych trzewiach płomyk czasu - pod poduszką w lewej koi.
Robiąc nie więcej jak jeden węzeł, przechodzę obok "Małpiej Wyspy", lawiruję wśród wystających z morza skał. Japońska niedziela budzi się, przemykają motorówki rybaków, ruszają samochody na autostrady, widać chodzących ludzi.
Obserwuję wyraźnie, jak niesie nas nurt odpływu, bez niego w tym wietrze, mogącym zaledwie poruszać skrzydła motyli, tkwilibyśmy wciąż jeszcze pod Yokosuka. Start jak dotąd idealny, mimo minimalnego opóźnienia. Odpływ gna na południe; statków - jak to w niedzielę - prawie wcale. Na noc oświetlenie zapewnione - pełnia. Wprost trudno sobie wyobrazić, jak niewyczerpane są siły natury. Cały problem
superochmistrza. Zegarek - skarb najcenniejszy niosący w elektronicznych trzewiach płomyk czasu - pod poduszką w lewej koi.<br> Robiąc nie więcej jak jeden węzeł, przechodzę obok "Małpiej Wyspy", lawiruję wśród wystających z morza skał. Japońska niedziela budzi się, przemykają motorówki rybaków, ruszają samochody na autostrady, widać chodzących ludzi.<br> Obserwuję wyraźnie, jak niesie nas nurt odpływu, bez niego w tym wietrze, mogącym zaledwie poruszać skrzydła motyli, tkwilibyśmy wciąż jeszcze pod Yokosuka. Start jak dotąd idealny, mimo minimalnego opóźnienia. Odpływ gna na południe; statków - jak to w niedzielę - prawie wcale. Na noc oświetlenie zapewnione - pełnia. Wprost trudno sobie wyobrazić, jak niewyczerpane są siły natury. Cały problem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego