Zagadnięty zgarnął rękawicą okiść ze świerkowej gałęzi. Był to Marceli Nowotko. Nowy Rok zapowiadał się groźnie.<br>VIII<br>Stary Korecki cherlał coraz bardziej, chociaż nie było widać żadnych wyraźnych objawów chorobowych. Konstanty słuchał, opukiwał, zapisywał lekarstwa. Był to dobry lekarz i stary przyjaciel Koreckich. Przesuwał okulary na czoło, przygryzał wargi i obciągał wyświechtane klapy marynarki, mówił prósząc naokoło siebie tytoniem i popiołem.<br>- Diabli cię wiedzą, mój drogi. Rentgena masz niczego sobie, nic się dopatrzyć nie można, a flaczejesz z tygodnia na ty dzień.<br>- Wojna, Konstanty, wojna - oto moja choroba.<br>- Bo też ty zanadto wszystko bierzesz do serca. Z takim maślanym sercem, z