Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
widziałem w oddali światła statku. Punkciki. Nie wiem jeszcze, że to ostatni.
Sztormowy fok idzie w strzępy 30 kwietnia. Nie mam do niego pretensji. Robił, co mógł, znosił, co mógł. Rozniósł go nie wiatr, ale wściekłe trzepotanie mogące zrujnować każde tworzywo. Cześć!
Stawiam trajsel. Nie podoba mi się. Za bardzo obciąża maszt. Fok niesiony na małym trójkącie przekazywał siły na maszt jedynie końcem fałowym, trajsel niemal całą powierzchnią.
Paskudny wicher, co najgorsze prosto w gębę. Za dużo widziałem, żebym klął mapy pilotowe, locje i inne świętości. Wiatr jest taki, jaki jest. Zresztą, cóż innego mogę zrobić? Za późno jest na cokolwiek
widziałem w oddali światła statku. Punkciki. Nie wiem jeszcze, że to ostatni.<br> Sztormowy fok idzie w strzępy 30 kwietnia. Nie mam do niego pretensji. Robił, co mógł, znosił, co mógł. Rozniósł go nie wiatr, ale wściekłe trzepotanie mogące zrujnować każde tworzywo. Cześć!<br> Stawiam trajsel. Nie podoba mi się. Za bardzo obciąża maszt. Fok niesiony na małym trójkącie przekazywał siły na maszt jedynie końcem fałowym, trajsel niemal całą powierzchnią.<br> Paskudny wicher, co najgorsze prosto w gębę. Za dużo widziałem, żebym klął mapy pilotowe, locje i inne świętości. Wiatr jest taki, jaki jest. Zresztą, cóż innego mogę zrobić? Za późno jest na cokolwiek
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego