za tą słomą, a patrzyli ludzie na mnie jak na pomyleńca. Żytniej już<br>nie mają, po pszennej nawet pamięć się nie ostała, chałupy obdzierają<br>na sieczkę, stworzeniu nie ścielą. I derkę matka pożyczyła u księżej<br>gospodyni. Trzeba będzie za to księdzu gnoju porozrzucać... - mówił jakby<br>od niechcenia, z większym zajęciem obcierając spocone boki konia.<br> Potem reptuch z dyszla odpiął i rzucił na wóz. A gdy powiedziałem, a<br>właściwie prawie krzyknąłem, że nie usiądę na osobnym siedzeniu, nie<br>przerwał wcale obrządku. Najspokojniej w świecie głaskał wyniosły,<br>podrażniony pysk konia, przygotowując go do uzdy, potem złapał jak<br>szponami za chrapy i jednym ruchem