gangreny jak kąkolu. Musiał go nieraz dziadek<br>mitygować, ty, jucho, byś wszystkich powywieszał, powystrzelał.<br><gap reason="sampling"><br> Co było jednak najważniejsze, w kościele Świętego Jakuba mogliśmy się<br>znacznie częściej spotykać niż gdzieś na mieście. Odbywały się tu<br>bowiem ciągle jakieś popołudniowe nabożeństwa, dzięki czemu Anna nie<br>musiała się tłumaczyć z każdego wyjścia i obmyślać pokrętnych powodów,<br>lecz zgodnie z prawdą mówiła, że idzie do kościoła. Strzeżono jej<br>bowiem jak oka w głowie. Nic dziwnego, była jedynaczką, a do tego<br>rodzinę miała liczną i pobożną, toteż okazał się to być najlepszy<br>sposób pozwalający jej na względną swobodę, nie mówiąc już o uznaniu, z<br>jakim spotykał