Wreszcie wyszedłem na plac Saint-Michel, gdzie, jak zwykle, tłoczyła się zbuntowana młodzież. Obszedłem półkolem fontannę, mijając różne grupy, ale ani Tereski, ani Jacka, ani dwojga meliorantów nie dostrzegłem. Mimo to chodziłem po placu, aż zapadł zmrok, zapaliły się latarnie i wtedy zobaczyłem Didiera. Leżał na swym materacu, opartym o obramowanie fontanny i palił papierosa, zapewne z trawki. Obok siedziały jakieś dziewczyny, krańcowo rozczochrane i brudne. Podszedłem do niego.<br>- Didier! U e Teresa?!<br>Didier spojrzał na mnie wzrokiem, w którym nie było rozpoznania. Chyba się znarkotyzował ponad miarę. Złapałem go za rękę i zacząłem nim trząść.<br>- Teresa! Polonaise!<br>- Ach, Teresa... - przypomniał