nieskończoność. A był zaadresowany do mnie, trafiał prosto w me serce. <br>Nigdy w życiu, ani przedtem, ni potem nie czułam się tak zdruzgotana, samotna i winna. Nieodwracalnie i niewypowiedzianie winna. Czytałam tę winę w oskarżającym spojrzeniu mego małżonka, który znosił niezasłużone cierpienie naszego dziecka samotnie, w niechętnym i wyraźnie celowym oddaleniu ode mnie jako mimowolnej sprawczyni rozgrywającego się właśnie dramatu. <br>Czytałam tę winę w oczach przyjmujących Dorotkę lekarzy, którzy przyjąwszy tylko do wiadomości, że to ja jestem leczona śmiercionośnymi dla dziecka lekarstwami, potraktowali mnie jak "psychiczną", umysłowo chorą i wyprosili mnie z sali, gdzie jako jedynie odpowiedzialny już tylko ojciec dziecka