Brandta. Przesłonięte jednak znakiem rezygnacji, tą nieusuwalną świadomością, że na zgliszczach uczuć nie można zbudować ani normalnego życia, ani nowej miłości; śmierć matki, jakkolwiek sprawiedliwa, nie uczyniła córki szczęśliwą. Przemianę Lawinii, kobiety złowieszczego fatum, w kobietę obdarzoną pełną skalą uczuć, skazaną jednak na klęskę, świadomą swego przeznaczenia, koniecznej pokuty i odkupienia, aktorka w pełni uwiarygodniła. "Ta piękna kobieta, której używano dotąd jako ozdoby ekranu, udowodniła oto, że jest wybitną aktorką, że jej twarz może wyrażać wielkie dramaty poznania, namiętności i klęski" - pisał cokolwiek zdumiony A.L. w Trybunie Ludu (22/1984).<br> Uważnych obserwatorów kariery Anny Dymnej nie zaskoczyła rola Lawinii. W