Typ tekstu: Książka
Autor: Bocheński Jacek
Tytuł: Tabu
Rok: 1965
Tak - odpowiedział - tam pójdziemy.
Ale to jutro, a tej nocy chciałam tylko zostać z Diegiem i cieszyłam się, że wschodził księżyc jak ogromna głowa, krzyknęłam - popatrz, Diego! - bo chyba nigdy dotychczas nie widziałam takiej czerwonej, rozpłomienionej kuli, zdawało mi się to znakiem niebios. Już po ciemku, jedynie przy świetle księżyca, odszukaliśmy zejście do pieczary, rzeczywiście była wyraźna ścieżka i pieczara niczym budynek mieszkalny, musieli tam często bywać ludzie, znaleźliśmy naczynia, nóż i legowisko usłane z gałęzi nie bardzo jeszcze zwiędłych. Diego zaraz naciął świeżej kosodrzewiny, której mnóstwo rosło w pobliżu. I paliliśmy ogień.
Trzymałam Diega za rękę, tuliłam się do niego
Tak - odpowiedział - tam pójdziemy.<br>Ale to jutro, a tej nocy chciałam tylko zostać z Diegiem i cieszyłam się, że wschodził księżyc jak ogromna głowa, krzyknęłam - popatrz, Diego! - bo chyba nigdy dotychczas nie widziałam takiej czerwonej, rozpłomienionej kuli, zdawało mi się to znakiem niebios. Już po ciemku, jedynie przy świetle księżyca, odszukaliśmy zejście do pieczary, rzeczywiście była wyraźna ścieżka i pieczara niczym budynek mieszkalny, musieli tam często bywać ludzie, znaleźliśmy naczynia, nóż i legowisko usłane z gałęzi nie bardzo jeszcze zwiędłych. Diego zaraz naciął świeżej kosodrzewiny, której mnóstwo rosło w pobliżu. I paliliśmy ogień.<br>Trzymałam Diega za rękę, tuliłam się do niego
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego