jesienny.<br> Wracałem, dręcząc się, co powiem matce, a jeszcze bardziej tym, że<br>sam sobie jego zniknięcia nie potrafiłem wytłumaczyć ani skłamać sam<br>sobie już nie potrafiłem. Nawet najgorsze przeczucia niewiele mi już<br>mogły pomóc, tak że zostało mi tylko pogodzenie się, że go nie ma.<br>Czułem, jak mnie senność jakaś ogarnia, że najchętniej siadłbym pod<br>którymś z drzew i przyrósł do jego obojętności, bo może senność jest<br>tylko, gdy się ból przekroczy, gdy z pogodzeniem się człowiek już<br>obłaskawi.<br> I wtedy właśnie ujrzałem ojca, jak szedł w stronę sadu, zwyczajnie,<br>przez obejście, naprzeciw mnie szedł, tak jak znikł z rana - w