aksamitek, pelargonii, żeniszków, starców, i sałaty. Ułożyła rośliny w kształt kwiatka - takiego samego jak ten, który narysowała sobie na fartuchu i konewce. Ogródek miał być "<q>odtrutką na złe strony cywilizacji</>", czyli żeby było ładniej. Najbardziej Julitę ucieszyła gospodyni z pobliskiego kościoła, która przybiegła pomóc jej obrywać zeschnięte kwiaty pelargonii. Poprosiła ogrodniczkę, żeby przed plebanią zrobiła z kwiatków portret jakiegoś świętego. Julita nagrała ogrodniczą rozmowę z gosposią na wideo. Urządziła też na skwerku garden party z kiszonymi ogórkami, marchewką i winem z gąsiora.<br> - <q>Bałam się, że nikt nie przyjdzie, a przyszli zupełnie obcy ludzie i było miło</> - mówi ogrodniczka. - <q>Ogródek nie przetrwał