Kazalnicy, skąd założono ponad pół kilometra lin poręczowych na wierzchołek filara, a z niego do Sanktuarium. W śnieżnym błocie przykrywającym strome trawy trzeba było bardzo uważać, by nie pośliznąć się, a nawet nie "wyjechać" z lawinką. Do końca poręczówek zszedł R. Berbeka: pod nim, w odległości - a raczej w "głębokości" - około 50 m znajdowali się biwakujący taternicy. Ryszard rzucił im linę, a oni pojedynczo dowiązywali się do niej i wspomagani przez ratowników wyłaniali się z pionu. Zmęczeni, wyczerpani, przemarznięci, ale cali i zdrowi. Termos z gorącą herbatą, parę minut odpoczynku i powoli, z zastosowaniem pełnej asekuracji, wyprowadzono ich na szczyt Kazalnicy