się pana z nim umówić. No niechże pan wypije na zakończenie dobrego dnia, w którym tyle udało się ustalić...<br>- Myślę, że jutro obaj będziemy to referowali burmistrzowi. Mamy w końcu tę świnię - powiedział cicho Mock, podał rękę Hartnerowi i nie tknąwszy wódki, opuścił gabinet dyrektorski. <br><br>Wrocław, piątek 20 grudnia, godzina ósma rano<br>Służący Mocka, Adalbert Goczoll, i jego żona, Marta, ubrani dziś byli odświętnie, aby - jak to Adalbert oznajmił Mockowi przy budzeniu - uczcić szczęśliwy powrót swego pracodawcy do zdrowia. Stary kamerdyner wcisnął się w sfatygowany nieco frak, na dłonie nasunął rękawiczki, a jego żona owinęła się tuzinem śląskich zapasek. Śniadanie podawali