Bo to była klęska. Tak dotkliwa, że Adam blednie <br>na wspomnienie, zaciska ręce w pięści i takie roztrzęsione, <br>choć niby gotowe do zadania ciosu, wtłacza w kieszenie spodni.<br>Schowany w krzakach, oszołomiony i nic jeszcze nie rozumiejący, <br>widział ich wyraźnie. Szli razem, kundel i gospodyni, <br>dwójka asów na defiladzie w ośrodku tresury, noga przy <br>nodze. Pies w milczeniu, z przekrzywionym nienaturalnie łbem, <br>prowadzony mocną ręką za kudły.<br>Tak samo bez wydania głosu pozwolił nałożyć <br>sobie skórzane pęto, zacisnąć je; stał bez ruchu, <br>gdy sprawdzała, czy wszystko w porządku. Coś mruczała <br>jeszcze, ale tego Adam - otępiały w bezsilnej wściekłości <br>i żalu - nie