gdy nadchodziła noc, porzucał to skamlenie i zaczynał wyć.<br>Grozą wiało, bo żaden z wiejskich psów tak nie wył. Wiejskie psy i<br>skamlały zwyczajnie, i wyły zwyczajnie, i wiadomo było, że to głosy<br>psie, bez nich wieś byłaby pusta nocą, nieprzytulna. A tu noc robiła<br>się od jego wycia niczym otchłań bez brzegów, jakby miał nie nastać<br>nigdy dzień. Było to gorsze od gwiżdżących pocisków, wybuchów, pożarów,<br>wniebogłosów i od całej tej wojny. Bo do wojny przywykliśmy, zresztą<br>przeciw wojnie można było się pomodlić, a na te jego skamlenia, wycia<br>nie było sposobu.<br> Zachodzili nieraz sąsiedzi pytać się, co tak u