Aż pociemniało zupełnie i tylko szare plamy okienek majaczyły niewyraźnie w górze, widziało się, jakby w niezmiernej wysokości...<br>- Jakoś nie przynoszono zapowiedzianego światła.<br>Próbował i Kazimierz zasnąć, lecz twarde dyle podłogi nie pozwalały mu uleżeć. Przewracał się z boku na bok, oddychał z trudnością gęstym, smrodliwym powietrzem i coraz szczelniej otulał się płaszczem.<br>Czas płynął ciężki, rozciągły, niewiadomej miary.<br>Nagle, jakby w półśnie niespokojnym, dosłyszał Kazimierz kroki i szmer za drzwiami. Cicho zazgrzytał klucz, skrzypnęły zawiasy... Drzwi uchyliły się nieznacznie, i w progu stanął ktoś z latarnią w ręce - - Panie Deczyński - dobiegło stłumione zawołanie Każimierz zerwał się z podłogi. W świetle