nie pytał. Władyś opadł na fotel w głębi pokoju, spuścił głowę na ręce; Paweł stał przy oknie odwrócony tyłem, Marta liczyła: "Raz, dwa, trzy, dziewięć, piętnaście..." Puls podążał: Marcie zdawało się, że to Róża tak idzie naprzód z ogromnym wysiłkiem. "Dziewiętnaście, dwadzieścia..." Trudną godzinę matka przemierzała pulsami.<br>Jadwiga otworzyła lufcik, otuliła kołdrą zdyszane piersi... Ktoś zakaszlał. Drgnęli wszyscy, z osłupieniem patrzyli po sobie... Kaszlała Róża.<br>- Zamknąć lufcik! Widocznie zaziębiona!<br>Marta puściła kiść chorej. Stłoczono się. Jadwiga odsunęła wylękłych.<br>- Niech Paweł przyniesie z kuchni wody i cytrynę. Władysiu, rozcieraj matce stopy. Marciu, proszę o amoniak.<br>Odstąpili - każdy musiał dobrze skupić się, żeby