Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Perspektywy
Nr: 14
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1980
która zdawała się ulepiona ze śliskiego mułu, po czym zjechaliśmy z niej wąską, gładką rynną jak na bobsleju; gdyby teraz napatoczyła się nagle świnia, zginęłaby i ona i my.
Ksiądz Zbyszko Hanelt przyjął nas z radością. Nakarmiwszy, poprowadził przez wieś, która witała jego i gości życzliwie i z szacunkiem. Kilka owieczek zwracało się do księdza ciepło, choć bez czołobitności: "God bless you, father". Słońce zeszło z nieboskłonu majestatycznie, popędzane przez niecierpliwie wpychający się tam księżyc. Góry nagle zniebieszczały. Cisza nastała dotkliwa. Jakiś spóźniony tęczowy motyl zatrzepotał przed moim nosem.
Długi był ten wieczór w Yombar, osadzie tkwiącej głęboko w kieszeni buszu
która zdawała się ulepiona ze śliskiego mułu, po czym zjechaliśmy z niej wąską, gładką rynną jak na bobsleju; gdyby teraz napatoczyła się nagle świnia, zginęłaby i ona i my.<br>Ksiądz Zbyszko Hanelt przyjął nas z radością. Nakarmiwszy, poprowadził przez wieś, która witała jego i gości życzliwie i z szacunkiem. Kilka owieczek zwracało się do księdza ciepło, choć bez czołobitności: "God bless you, father". Słońce zeszło z nieboskłonu majestatycznie, popędzane przez niecierpliwie wpychający się tam księżyc. Góry nagle zniebieszczały. Cisza nastała dotkliwa. Jakiś spóźniony tęczowy motyl zatrzepotał przed moim nosem.<br>Długi był ten wieczór w Yombar, osadzie tkwiącej głęboko w kieszeni buszu
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego