ta wypłynęła nad krzesło, jakby nie istniejący korpus podniósł się, "nie mogę się poruszyć, jakby mnie przymurowało" - odpowiedziała głowa Wandy, i rzeczywiście chwiała się dalej na tym poziomie co przedtem, opadła głowa jej męża zatrzymując się jakiś metr nad krzesłem, "wytrzymamy to, i tak przecież muszę się zobaczyć z Robertem" - oznajmiła, "z Robertem, a ja... a ja... ty z Robertem, a ja?..." - słowa głowy pani magister wraz z ni to szlochem, ni to śmieszkiem się wydobywały, dziwne procesy w obu półkulach w Wandzinym mózgu musiały się wówczas przetrawiać, bo ów ni to szloch, ni to śmieszek podobny był do głosu, jaki