wywołują na moim podniebieniu wspomnienie czegoś niebiańskiego, co uzasadnia nazwę tej części jamy ustnej. A zwyczajne pączki od Lourse'a! Cóż one miały wspólnego z dzisiejszymi! Co miały z tymi wyrobami wspólnego owe małe obłoczki złotego puchu z nieodzowną wisienką wewnątrz, Nieodzowną, gdyż owa smażona wisienka była nieodzownym balastem, który utrzymywał pączki od Lourse'a na dnie pudełka, czy naczynia, na którym je podawano. Bez tego balastu uleciałyby w powietrze, niczym mydlane bańki. A owa uciecha dziatwy - stoliczki wielkanocne z miniaturowym, marcepanowym święconem; jakby rekompensatą za to, że Wielkanoc nie jest Bożym Narodzeniem. <br> Czasem, idąc Krakowskim Przedmieściem, skręcam w Karową. Za moimi plecami