Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
a Mateczka wziąwszy mnie pod łokieć zaprowadziła tam, gdzie udało się wypatrzyć trochę wolnego miejsca na szerokiej ławie pod ścianą kazamatów.
Przyniosła mi kawę i chleb.
Były to dwie niezwykle grube pajdy, nie do końca rozcięte, a w środku bryłka marmolady.
Nawet kiedy się je rozerwało; nie sposób było takiej pajdy ukąsić od razu, jak zwyczajną kromkę chleba.
A noża nie uświadczysz.
Szpitalnicy w pasiakach rozsmarowywali marmoladę łyżką, a mój mniej wytworny sąsiad palcem, po czym wysmoktywał słodycz spod zakrzywionego paznokcia.
Drobiłem więc chleb na kawałeczki, posługując się lewą ręką.
Wokół szedł koncert mlaśnięć.
Wolałbym być głuchy, gdyż nie cierpię ciamkania
a Mateczka wziąwszy mnie pod łokieć zaprowadziła tam, gdzie udało się wypatrzyć trochę wolnego miejsca na szerokiej ławie pod ścianą kazamatów.<br>&lt;page nr=214&gt; Przyniosła mi kawę i chleb.<br>Były to dwie niezwykle grube pajdy, nie do końca rozcięte, a w środku bryłka marmolady.<br>Nawet kiedy się je rozerwało; nie sposób było takiej pajdy ukąsić od razu, jak zwyczajną kromkę chleba.<br>A noża nie uświadczysz.<br>Szpitalnicy w pasiakach rozsmarowywali marmoladę łyżką, a mój mniej wytworny sąsiad palcem, po czym &lt;orig&gt;wysmoktywał&lt;/&gt; słodycz spod zakrzywionego paznokcia.<br>Drobiłem więc chleb na kawałeczki, posługując się lewą ręką.<br>Wokół szedł koncert mlaśnięć.<br>Wolałbym być głuchy, gdyż nie cierpię ciamkania
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego