idę do roboty.<br>- Ani się waż, masz zwolnienie, nie pójdziesz.<br>- Nie rozśmieszaj mnie, matka, bo mi się wątroba rusza, jak się śmieję.<br>- Ale z pracy cię nie wyrzucą?<br>- Niechby spróbowali.<br>- Mądrzejsi byli niż ty.<br>- Ale ja ci mówię, matka, że mnie nie wyrzucą.<br>Marych bierze od matki puste wiadro, zamyka pakamerkę i oboje idą pod górę. W milczeniu mijają ojca Eli schodzącego w dół, w świeżo odprasowanym mundurze bez dystynkcji, w okrągłej czapce, bez której nikt go nie widział, chyba w niej śpi, mówi Marych, z przymkniętymi powiekami, którymi odgradza się od wszystkiego, co go rozprasza, drobny i szczupły schodzi dostojnie