zamęcza ludzi, naciągając ich na alkohol w zamian za to, że nie wyrzuci ich z wyspy. W końcu staje na tym, że muszą poczekać do piątej na prywatną łódź, która i tak musi płynąć z powrotem na Smith i zabierze ich wszystkich za dwieście pięćdziesiąt rupii.<br>Kiedy się do niej pakowali, miejscowi usiedli już na rufie, biali zajmują więc dziób. Między nimi kompletnie pijany Johnny. Krzyczy, że jeśli nie zapłacą, to nigdzie nie dopłyną. Cały czas nie wiadomo, na którą właściwie plażę zostaną odstawieni. Towarzysze Maxa martwią się, bo muszą wrócić do swoich obozów, jemu natomiast jest wszystko jedno. I tak