Typ tekstu: Książka
Autor: Grynberg Henryk
Tytuł: Drohobycz, Drohobycz
Rok: 1997
mor odnosiło się teraz do Boga i rymowało z do-lor i Salva-dor. I nie tańczyło się, tylko słuchało w zadumie, nieznacznie przytupując.

Domek stał w nie zabudowanej zielonej strefie między torem kolejowym, którego już nie używano, a freewayem, którego szum przypominał morze. Mieli w ogrodzie pomarańcze, grejpfruty, guawy, papaje. Stąpali po złocistych słodkich nisperos, których nie nadążali zbierać. Benito wchodził po drabinie na dach, a z dachu na drzewa. Ręce i nogi wciąż miał sprawne. Przed śniadaniem ucinali kawał trzciny cukrowej - nie trzciny, ale ciężkiego kija, który dziabali na kawałki i ssali słodki poranny chłód. Mieli także słodkie cytryny
mor odnosiło się teraz do Boga i rymowało z do-lor i Salva-dor. I nie tańczyło się, tylko słuchało w zadumie, nieznacznie przytupując.<br><br>Domek stał w nie zabudowanej zielonej strefie między torem kolejowym, którego już nie używano, a freewayem, którego szum przypominał morze. Mieli w ogrodzie pomarańcze, grejpfruty, guawy, papaje. Stąpali po złocistych słodkich nisperos, których nie nadążali zbierać. Benito wchodził po drabinie na dach, a z dachu na drzewa. Ręce i nogi wciąż miał sprawne. Przed śniadaniem ucinali kawał trzciny cukrowej - nie trzciny, ale ciężkiego kija, który dziabali na kawałki i ssali słodki poranny chłód. Mieli także słodkie cytryny
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego