ale to leciutkie, zimne dotknięcie rozlało się w piersiach duszącą falą gorąca. "Panie Hanemann, co pan robi, na Boga, niech się pan pośpieszy!" - wołała pani Walmann z pomostu. Chwycił swój neseser, ale szedł powoli, krok za krokiem, wciąż czując w sobie to leciutkie dotknięcie chłodu, które rozlewało się w piersiach parzącą, bolesną falą. Tłum na pomoście, podświetlone łuną kłęby dymu z komina holownika, krzyki, płacz... Zostało jeszcze trzydzieści kroków, dwadzieścia... "Panie Hanemann, szybciej! - wołała pani Walmann. - Na Boga, szybciej! Zaraz odpływamy!" Lecz gdy Hanemann doszedł już prawie do pomostu, po lewej stronie, gdzieś zupełnie blisko, nad dachem magazynu - błysk...<br>Gdy otworzył