jednym: ty, kryła się cała jego złość i nienawiść, i miłość zwiedziona.<br>- Ty... - skręcał się w sobie z bólu. Czułem, że jeszcze trochę, a nie<br>zniosę, może go obejmę, może klęknę przed nim, choć jedno trwożliwe<br>słowo powiem. Wolałbym już, żeby mnie w twarz uderzył, aby się tylko<br>skończyło to pastwienie się nasze nad grabiami. Jedno moje słowo<br>mogłoby mu dopomóc, tylko że nigdy potem nie miałbym pewności, czy mnie<br>właśnie za pokorę nie uderzył.<br> Ucisk jego rąk na drzewcu jakby zelżał nieco, ale raptem stał się<br>znowu mocny, mocniejszy niż przedtem, i znowu puścił, że już mało co go<br>czułem w