do <br>wszystkich poczynań artystycznych jasnookiej "jak ci tam... <br>Boguszówny", uznając je bądź za dziwne, bądź <br>za niesamodzielne (co - przynajmniej to drugie - nie <br>było prawdą); podskoki Dominiki na drodze do szkoły zamieniły <br>się w niechętne człapanie, a piątki z rysunków <br>(i nie tylko) w czwórki, nawet trójki...<br>Małe sprawy urosły do piekących długo klęsk, Dominika <br>poczuła się odrzucona, gorsza. Zawiodła się i na <br>koleżankach, i na dwu prawie przyjaciółkach, sprawiedliwości <br>dorosłych, babce...<br>Babka, surowa, ale akceptowana dotąd bez zastrzeżeń, <br>kazała sobie nie zawracać głowy głupstwami i zbierać <br>owoce postępowania, wynikającego z charakteru odziedziczonego <br>po ojcu. To wtedy właśnie zaczęła się <br>głośna w