ją na łódkę, zaproponował mi, żebyśmy się wypuścili,dalej. Przystałem na to chętnie. Woda była wspaniała. Zapominało się w niej o rozżarzonym, dusznym mieście. Po dwudziestu minutach, mając brzeg o dobry kilometr za sobą, zawadzamy stopami o piach: woda do połowy łydek. Siadamy.<br>-Odżywa człowiek - mówi Wieśniewicz. - Już mam tego piekielnego Rzymu po dziurki w nosie. Lato tu jest niemożliwe! Na szczęście, za parę dni koriiec. Pan, zdaje się, też już finalizuje swoją sprawę i rusza z Rzymu, <br> - Też. <br>- A co tam w "Wandzie"? Z Malińskim lepiej? <br>- O, to wie pan o jego chorobie?<br>- Wszyscy wiemy. Paskudna historia. Bardzo ciężka. <br>- Choroba