Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Łyczewskiego usłyszałem przez drzwi podniesiony głos Tekli. Pobiegłem do kuchni. Pan Łyczewśki, chociaż dawno już pożegnał się z nami, jeszcze nie wyszedł. Stał z przerażoną miną oparty o framugę drzwi, a Tekla wygrażała mu skręconym we dwoje ręcznikiem:

- Jak pan może takie skwierne słowa do mnie mówić? Ja nie jestem pierwsza lepsza, żeby mnie pan szczypał i propozycje robił... Zaraz pójdę, mojej pani się poskarżę... Toż to po prostu gadość!

Oczy jej pałały, ręce się trzęsły.

- Niech Tekla nie krzyczy - starał się ją udobruchać Łyczewski. - Niech Tekla nie gada głupstw.

Spojrzał na mnie ze zmieszaniem, poprawił sobie krawat, następnie poszperał w kieszeni
Łyczewskiego usłyszałem przez drzwi podniesiony głos Tekli. Pobiegłem do kuchni. Pan Łyczewśki, chociaż dawno już pożegnał się z nami, jeszcze nie wyszedł. Stał z przerażoną miną oparty o framugę drzwi, a Tekla wygrażała mu skręconym we dwoje ręcznikiem:<br><br>- Jak pan może takie skwierne słowa do mnie mówić? Ja nie jestem pierwsza lepsza, żeby mnie pan szczypał i propozycje robił... Zaraz pójdę, mojej pani się poskarżę... Toż to po prostu gadość!<br><br>Oczy jej pałały, ręce się trzęsły.<br><br>- Niech Tekla nie krzyczy - starał się ją udobruchać Łyczewski. - Niech Tekla nie gada głupstw.<br><br>Spojrzał na mnie ze zmieszaniem, poprawił sobie krawat, następnie poszperał w kieszeni
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego