na wyspie Uznam ulicą Lubelską do wielkich pieców w hucie, albo o wiatrakach, nieustannie obracających się w głębi nocy. <br>Prawie słyszałem dźwięk mielonej w żarnach ciemności. <br>Trzeba się było nachylać, przykładać ucho do jego ledwie mamroczących ust, a jednocześnie starać się nie słyszeć reszty dźwięków dochodzących z sali, pożegnań, rzężeń, pisku metalowych kółek. Czułem się tak, jakbym w drewnianym słupie wysłuchiwał chrobotu kornika. <br>Ten, kto najlepiej w danym dniu rozumiał ojca, tłumaczył reszcie zawiłości jego dalekich asocjacji, metafor, porównań. Ojca jednak to pośrednictwo denerwowało, wiercił się niespokojnie, niecierpliwił, odsuwał samozwańczego tłumacza na bok, zirytowany zbyt dowolną, jego zdaniem, interpretacją, machał ręką