porze koktajlowej, stałem przy drzwiach mieszkania, w najlepszym garniturze, jaki mam, i drżąc z podniecenia, czekałem na odgłos pukania, na które to pukanie zamierzałem odpowiedzieć:<br>- Ach, to ty, Roszko, zupełnie zapomniałem, że to dzisiaj idziemy na bankiet.<br>I tak właśnie zrobiłem. Niestety. Roszko nie okazał zaskoczenia, klepnął mnie jedynie w plecy, mruknął:<br>- No dobra, stary draniu - i ukłoniwszy się zdawkowo najlepszej z żon, wyprowadził mnie z domu, od razu udzielając pierwszych dobrych rad. <br>- Trzymaj się mnie - rzekł dobrodusznie. - Na początku przetrwamy jakieś pół godziny przemówień, a potem już tylko dopchać się do stołu i jesteśmy w domu. Pamiętaj o najważniejszym, obojętnie