Typ tekstu: Książka
Autor: Marek Soból
Tytuł: Mojry
Rok: 2005
Wszędzie było ich pełno, aż strach było biegać po trawie, ale gdyby pan tak zabił któraś specjalnie, dziadek by pana prześwięcił. On je uwielbiał. Nie pozwalał im robić krzywdy, nawet wtedy, gdy były nieznośne, wlatywały do kuchni i siadały gromada na serniku albo topiły się w kompocie. Dziadek wyciągał je, płukał w wodzie i kładł delikatnie na oknie, żeby słońce osuszyło im skrzydełka i mogły spokojnie odlecieć. A potem jego też zabili, kiedy spalili tę wieś. Nikt nie przeżył. W tych jego ulach musiało być pewnie ze dwa miliony pszczół. A może dwa i pół miliona. A może sześć.
Te ule
Wszędzie było ich pełno, aż strach było biegać po trawie, ale gdyby pan tak zabił któraś specjalnie, dziadek by pana prześwięcił. On je uwielbiał. Nie pozwalał im robić krzywdy, nawet wtedy, gdy były nieznośne, wlatywały do kuchni i siadały gromada na serniku albo topiły się w kompocie. Dziadek wyciągał je, płukał w wodzie i kładł delikatnie na oknie, żeby słońce osuszyło im skrzydełka i mogły spokojnie odlecieć. A potem jego też zabili, kiedy spalili tę wieś. Nikt nie przeżył. W tych jego ulach musiało być pewnie ze dwa miliony pszczół. A może dwa i pół miliona. A może sześć.<br>Te ule
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego