Typ tekstu: Książka
Autor: Wiedemann Adam
Tytuł: Sęk Pies Brew
Rok: 1998
dziurawą torbą pełną czegoś.
- Pan przyjechał do Beatki - przedstawiono mnie.
- A pan z daleka?, jeśli wolno wiedzieć. Tam u was też tak sucho?
- Sucho? - pomyślałem chwilę, o co jej może chodzić. - Tak.
- Bo tu u nas już drugi tydzień będzie, jak nie pada. Ani kropelki. Już mówię panu, jak lubię podlewać i z przyjemnością to robię, tak mi już zbrzydło. Czereśnie, niech pan popatrzy, jakie ładne - rozchyliła torbę, miała tam ogórki, pomidory, jeszcze coś zielonego, no i te czereśnie - to znowu ptaszyska jakieś przychodzą, niszczą.
- Szpaki? - zasugerowała Baaty mama.
- Nie szpaki! Z lasu jakieś przychodzą, siwe takie ptaszyska.
- To może kwiczoły
dziurawą torbą pełną czegoś.<br>- Pan przyjechał do Beatki - przedstawiono mnie.<br>- A pan z daleka?, jeśli wolno wiedzieć. Tam u was też tak sucho?<br>- Sucho? - pomyślałem chwilę, o co jej może chodzić. - Tak.<br>- Bo tu u nas już drugi tydzień będzie, jak nie pada. Ani kropelki. Już mówię panu, jak lubię podlewać i z przyjemnością to robię, tak mi już zbrzydło. Czereśnie, niech pan popatrzy, jakie ładne - rozchyliła torbę, miała tam ogórki, pomidory, jeszcze coś zielonego, no i te czereśnie - to znowu ptaszyska jakieś przychodzą, niszczą.<br>- Szpaki? - zasugerowała Baaty mama.<br>- Nie szpaki! Z lasu jakieś przychodzą, siwe takie ptaszyska.<br>- To może kwiczoły
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego