na brzegu kanapy, zaczerpnął łyżeczką gorącego płynu, podał Róży do ust. Posłusznie, jak dziecko, otworzyła wargi - przełknęła. Adama dreszcz przejął ze szczęścia. Osadził się lepiej z nabożeństwem zaczął poić żonę. Wkrótce opadła na poduszki. Forsownie poruszyła grdyką, rumieniec oblał jej twarz, nos nawet się zaczerwienił, oczy rozbłysły. Adam spróbował jeszcze podsunąć łyżeczkę - uniosła dłoń, pieszczotliwie uchyliła rękę męża. Roześmiała się. Struchlał, ona - z urazą i szacunkiem - powtórzyła: <br>- Chciałeś mnie zabić... No, no! <br>Dzwonek rozbrzmiał, więc Adam nie zdążył tym razem zadziwić się Różą - pobiegł do przedpokoju. Na progu zatrzymał się: coś cicho wołała. Jakieś słowo nieprawdopodobne, tak szybko i dawno poniechane