liny, bo mi skórę na rękach pozdziera, co innego<br>jego ręce, wyszlifowane jak schody do kościoła. Matce kazał siąść na<br>skrzyni, że wygodniej jej będzie niż stać, i podsunął jej tę skrzynię.<br> - Rano, jak was zobaczyłem, od razu pomyślałem, zanim słońce zajdzie,<br>będą wracać. I zachodzi. Zawsze wiem, kto jutro, pojutrze będzie<br>wracał, a kto nigdy. Gdyby nie ten kukuruźnik, już byście mnie nie<br>spotkali. A męża gdzieście zostawili? Rano troje was było? Musi chory<br>być ten wasz mąż.<br> - Czemu miałby być chory? - odburknęła matka z niezadowoleniem, że<br>ktoś się wtrąca w jej życie, i to aż do bólu. Lecz aby