więc udałem się za nim. Usłyszałem wtedy jego głos, grzeczny, ale wyraźnie niezadowolony:<br>- Pan, zdaje się, pierwszy raz u nas - głos rozbrzmiewał raczej żalem niż wyrzutem. - Tu się czeka.<br>Wskazał ręką fotel. Wrócił po krótkiej chwili.<br>- Monsignor prosi pana- rzekł. - Trzeci pokój na prawo.<br>Usunął się, żeby mnie przepuścić. Ale póki nie odnalazłem właściwych drzwi, nie ruszył się z miejsca, czuwając nad moimi krokami. Zastukałem.<br>- Avanti!<br>Wszedłem do obszernego gabinetu, obitego zieloną materią, pełnego mebli, obrazów, kandelabrów i luster. Monsignor Rigaud, masywny, o wielkim różowym obliczu pozbawionym jakiegoś charakterystycznego rysu, podniósł się trochę ociężale zza biurka. Przywitanie jego było sympatyczne. Po prostu