wszystkie strony. Ludzie podnosili się, wpadali na siebie i znów się walili, i tylko Fejgi głos w tym kołomęcie brzmiał spokojnie: <page nr=65> <br>- Już, już, panie Korbal, już jest dobrze!<br>A jak miało być dobrze, kiedy ziemia się obsunęła i cała rodzina Lubartów wpadła im do "arki"?<br>Korbal krzyczał, żeby się wynosili, póki dobry, ale to było takie sobie gadanie. Nie wyrzuci przecież na dwór, kiedy leje jak z cebra.<br>Nareszcie wszyscy jako tako się pokładli. Szczęsny wiedział już, że to, co spadło mu na brzuch - to Brajńcia. Położył więc obok, kurtką przykrył, ale ona spod kurtki wyciągnęła ręce, namacała podbródek, uszy, nos