tu miało być spokojnie, ksiądz rozumie, potęgowanie fikcji, grałem, lepiej czy gorzej, szarego człowieka, dla którego marzeniem jest Bezugsschein na garnitur i przydział wódki, taka mała, osobista konspiracja, przyznaję, licha. Ksiądz pyta, czy myślałem, żeby uciekać. Dokąd? Do Londynu? Dlaczego nie do Ameryki? - ironizował. Przecież ja nawet w oficerkach nie połaziłem.<br>- Ameryka? Można sensowniej, do Szwajcarii - odparł ksiądz. Wcisnął głowę w ramiona, wbił w siebie, tak głęboko, że przypominała głowę świętego Jana na cynowej misie.<br>Takie skojarzenie może mieć tylko artysta, który dojrzewa do samozagłady - stwierdził Jassmont. Postanowił się bronić, zatem począł dokuczać księdzu. - Ach, ksiądz był łaskaw powiedzieć, że Szwajcaria