neofaszystowskiej, nie budzili, delikatnie mówiąc, zachwytu w stolicach świata. W Waszyngtonie, Londynie i Paryżu niechętnym wzruszeniem ramion skwitowano jego wynurzenia na temat "wielkiego intymnego przeżycia", jak określił Berlusconi wieczór spędzony na daczy u prezydenta Jelcyna. W gronie możnych tego świata "włoski geszefciarz", jak wyrażają się o nim niektórzy niechętni mu politycy zachodnioeuropejscy, nie został uznany za równego partnera. Atmosfera wokół Berlusconiego nie jest zresztą skutkiem jakiejś fobii. Po prostu koła, które mają głos decydujący we włoskiej gospodarce, rodziny Agnellich i Lucchinich, nigdy nie uznały właściciela "imperium tv" za swego. Uważają bowiem telewizję za niezbyt pewny interes.<br><br>Wielu komentatorów włoskich mówi, że