niemal na bałyku, uciekałem w pola i klucząc po zagajnikach, szedłem do domu.<br> Ostrożnie, żeby nie skrzypnęły drzwiczki od stodoły i nie zbudziły śpiących w izbie ojców, wchodziłem w siano.<br> Rozbierałem się, wysypując z zanadrza i z kieszeni owoce koło zagłówka.<br> A ponieważ w stodole było jeszcze upalniej niż na polu od zwiezionego siana i zboża, kładłem się nagusieńki na pierzynie.<br> Pogryzając owoce, nasłuchiwałem, jak powolutku uciszają się pobudzone przeze mnie psy, jak w pobliskiej stajni konie chrupią owies, a z głębi siana coraz wyżej i wyżej wypływa i ogarnia wszystko rozmamłany śpioch.<br> Poddawałem się temu śpiochowi, szepcząc do siebie cichutko