ślizgając się po powierzchni rozwlekały chybotliwe błyski.<br>Gwar rozmów, ponad który wznosiło się słyszalne chwilami zawodzenie śpiewaka, mlaskanie bębna i ptasie trele fletu niosły smutek. Wydało mu się nagle, że jest na Górze Gellerta i patrzy z tarasu ku mostom na Dunaju wytyczonym światełkami, przemierza okiem ulice Budy i Pesztu, pomykające auta, neony wystaw, a suchy powiew przeciąga po stoku, niosąc wapienną woń nagrzanych traw i piołunu. Za nim w hotelu brzęczy daleka muzyka, góra dokoła dzwoni w upalną noc tysiącami świerszczy. Tam, po moście idzie sprężystym krokiem dziewczyna, migają opalone ręce na prostej sukni, ma krucze włosy, puszczone luźno na