z rdzawym szczękiem puszczają zasuwy, słyszałem wyraźnie zgrzyt zamków i zawiasów, opadających klamek, i czułem ciepło o wyraźnym zapachu jej oddechu, które wędrowało z krwią, a może sokiem z czereśni, Miłka zlizywała go lepkim językiem z mojego podbródka, szyi i odkrytych ramion, ani na chwilę nie opuszczając moich ust, żeby ponownie się nie zamknęły, nie zasklepiły tak jak kiedyś, i w moich ustach zaśmiała się, po chwili prawie krzyknęła: - Ty się rumienisz!<br><br>To zdarzyło się w sobotę, szóstego dnia. Ojciec nagle przemówił donośnym głosem, zasiadł z nami do stołu, jeszcze dość niewprawnie, chwiejąc się na wszystkie strony, sennymi ruchami nalewał zupę