dokument nie cieszył się sympatią użytkowników i jego dematerializacja wzbudziła ogólną cichą radość. Na podejrzanego o to przestępstwo Lesia zaczęto patrzeć przychylnym okiem, zgodnie uznając, że przytrafił mu się znakomity pomysł.<br>Wyjątek w tym zgromadzeniu stanowiła pani Matylda. Wyzuta z ludzkich cech zapewne już w zaraniu życia, nieskazitelnie dokładna, pedantycznie porządna, przerażająco obowiązkowa, nieubłaganie punktualna, cieszyła się u zwierzchników opinią perły najrzadszego gatunku. Zagubienie urzędowego dokumentu odczuła jako cios, nieszczęście i osobistą obrazę. W narastającym zdenerwowaniu przeszukiwała wszystkie półki i szafy, a podejrzenie, iż sprawcą kradzieży jest Lesio, utrwalało się w niej coraz gruntowniej. Nikt inny nie spóźniał się równie często